Wewnętrzny krytyk w natarciu
To już chyba trochę za późno, żeby się za takie rzeczy zabierać? Dwa lata temu to może jeszcze, ale teraz to żadna nowość. Już milion innych osób się tym zajmuje. Nikt nie będzie zainteresowany. A co Ty niby chcesz robić, bez wykształcenia i doświadczenia? W głowie się poprzewracało.
Dla siebie możesz robić, a nie dla innych – kto by to chciał? Może jeszcze za pieniądze? Nikt Ci za to nie zapłaci.
I co Ty znowu wymyślasz. Nie odświeżaj, nikt więcej nie polubił. A widziałaś, ile inni mają obserwatorów? Chyba trochę za mało się starasz.
To właśnie wewnętrzny krytyk w całej krasie.
Brzmi znajomo? Jeśli tak, to najpierw przyjmij internetowe uściski ode mnie – walka z wewnętrznym (i oby tylko wewnętrznym!) krytykiem jest wyczerpująca. Jeśli nie, to też czytaj dalej, żeby się dowiedzieć, jak pomagać innym. W końcu budujemy tu #TeamEmpatia.
Ja ze swoim wewnętrznym krytykiem już się dobrze zaznajomiłam, ale nie jest to znajomość, z której czerpałabym jakąkolwiek korzyść. Mimo że dużo razem przeszliśmy, to nie czuję się szczególnie przywiązana. W rozprawieniu się z nim – bo to długi proces, który wcale się nie skończył – bardzo pomaga mi książka Malwiny Huńczak “Zaakceptuj siebie. O sile samowspółczucia“. I właśnie o tym samowspółczuciu chciałabym dzisiaj poopowiadać.
Z krytykiem wewnętrznym rozmowy przy czekoladzie
Z moim krytykiem znam się już od wielu, wielu lat, ale ostatnio wyjątkowo dał mi się we znaki przy okazji robienia czekolady.
Warsztaty robienia czekolady – brzmi niewinnie, prawda? Miałam działać odważniej, to dobra zabawa, mało wymagająca czasowo, a do tego wychodzi się z tabliczką czekolady. Win-win-win!
I niewinnie się rzeczywiście zaczęło. Dużo małych miseczek z dodatkami, narzędzia, blat. Krótki instruktaż, jak temperować czekoladę, żeby wyszła. Żeby – co? Jak to może mi nie wyjść? Obejrzałam tyle programów kulinarnych, że na pewno się uda. Trzeba odpowiednio schłodzić, bo inaczej może nie wyjść z foremki, bo się połamie, bo…
No i tyle wystarczyło. To granitowego blatu podchodziłam jeszcze ze spokojem, ale narzędzia do ręki brałam już lekko zaniepokojona, a wlewając czekoladę do formy byłam już absolutnie przekonana, że się nie uda.
Przecież moja nie zastyga tak samo jak inne! Mój Boże. Nawet z czekoladą sobie nie umiem poradzić. Czemu robią warsztaty, które mogą się nie udać?! Ja takich nie robię. A teraz wyjdzie na to, że – no właśnie – mi nie wyjdzie. Co za wstyd. Tak przed wszystkimi.
I tak sobie pogadałam we własnej głowie i pomyślałam, że przynajmniej będę mieć inspirację do napisania na blogu.
Wróćmy zatem do genezy krytyka.
Krytyk wewnątrz, a może z zewnątrz?
Są duże szanse na to, że te rozmowy z krytykiem, które często prowadzisz, znasz już bardzo dobrze i powtarzasz od wielu lat. Może to trochę dziwić, zwłaszcza jeśli teraz nikt w Twoim otoczeniu nie krytykuje ostentacyjnie, ale wiesz, co się udało zebrać przez całe życie, to Twoje.
W chwilach, kiedy zastanawiam się, czy coś takie po prostu jest, czy to jednak bagaż życiowy, lubię spojrzeć na dzieci. Dzieci mają tę niezwykłą właściwość, że chcą robić rzeczy. Tak po prostu. Też mnie to dziwi! Ale tylko dlatego, że jestem już trochę życiem zepsuta. Siedzieć przez 3h na plaży i układać ciągle to samo? Proszę bardzo. Zmienić pomysłu po 5 sekundach? Żaden problem. Pobiec do krzaczka, który jest 400 m dalej? No raczej.
Jeżeli się tego w dziecku systematycznie nie zabija, to ono kontynuuje to sprawdzanie, próbowanie, robienie, czasem ad nauseam (głównie opiekunów).
A teraz pomyśl, ile razy słyszysz: “Zostaw to już, no chodź. A co Ty będziesz się takim brzydkim bawił. Pobrudzisz się. Zająłbyś się czymś.”
Albo inaczej: nie słyszysz nic. Żadnego “chodź, spróbujemy. Ja też nie wiem, jak to działa, trzeba popróbować. Idź sam i zobacz.” W końcu nie idziesz i nie próbujesz. Bo próbowanie jest w sumie straszne, bo może nie wyjść, a wtedy będzie smutno. Nikt nie poklepie po plecach, że nic się nie stało.
I nagle łatwiej połączyć kropki.
Wewnętrzny krytyk – jak go uciszyć?
Tak to jest z wieloma rzeczami w życiu, że na nie w ogóle nie zapracowaliśmy, a musimy się nimi tak czy inaczej zająć. I jasne, jest czas na marudzenie, że to niesprawiedliwe (dużo łez było wylanych z tego powodu), ale koniec końców biadolenie nas do przodu nie popchnie. A z tego błota dobrze byłoby się wydostać.
Krytyk może Cię powstrzymywać przed robieniem absolutnie wciągających i zmieniających życie aktywności. Może mówić Ci, że nie ma co próbować nowych rzeczy, bo nie wyjdą. Albo nie wyjdą tak dobrze, jak sobie wymyślisz w głowie. Może zachęcać, żeby z czegoś zrezygnować, bo to nie przynosi zysków. Może wmawiać, że to już nie ten wiek, albo nie taka twarz, albo nie takie wszystko, więc co Ty w ogóle będziesz próbować.
Krytyk nie chce, żeby w Twoim życiu było zbyt pozytywnie, co jest raczej sprzeczne z naszymi naturalnymi życzeniami.
Jak więc poradzimy sobie z tym krytykiem?
Od razu mówię: to jest proces i nic nie dzieje się od razu. Nie jest to łatwy bagaż – wiem to sama bardzo dobrze – ale dzielony staje się trochę lżejszy i obiecuję, że da się go znacząco zmniejszyć.
Nowy dialog z wewnętrznym krytykiem
Nie uda Ci się. No trudno, najwyżej się nie uda.
Nikogo nie obchodzi, co robisz. To tym lepiej! Mogę pracować bez żadnej presji.
Zajmij się czymś pożytecznym, a nie jakieś głupoty nikomu niepotrzebne robisz. Za 5 minut się zajmę, ale teraz jeszcze porobię to, bo też brzmi dobrze.
Widzisz, jak ta Twoja czekolada nie zastyga? Coś zepsułaś. Za szybko to próbowałaś robić. Bądź już cicho.
Wewnętrzny krytyk nie musi być wyłącznie słuchany. Zdecydowanie można z nim dyskutować, a co więcej, można to traktować jako ćwiczenie debaty. W końcu to tylko od nas zależy, czy ją przegramy, czy ją wygramy.
Kiedy coś kwestionuje, zauważ to i odpowiedz. Mówi, że sobie nie radzisz, to przyznaj, że może rzeczywiście, ale to jeszcze nie koniec walki. Krzyczy, że się nie nadajesz, tym bardziej mów sobie, że kto jak nie Ty?
Możesz zapisywać sobie rzeczy, które Ci się przydarzają i swoje refleksje co do krytyka – tak właśnie jest w książce Malwiny Huńczak. Prowadzenie dziennika pozwala uporządkować myśli i w ogóle je zauważyć, co jest kluczowe w tej kwestii. Sprawdź, jakie myśli pojawiają się w trudnej sytuacji i pomyśl, skąd mogły się u Ciebie wziąć. A potem odpowiedz na nie jak gdyby najlepszemu przyjacielowi: z czułością i łagodnością.
Wewnętrzny krytyk nie jest silniejszy od Ciebie. Możesz mówić tak samo głośno, co on. A obiecuję, że z czasem on będzie coraz bardziej cicho.
Podejmiesz tę walkę? Ja jestem na tej samej arenie i wiem, przez co przechodzisz. Ale ta walka nie musi być ani samotna, ani przegrana.
Trzymam kciuki, powodzenia!
PS Jakby co, to wpadaj na Instagram po słówko wsparcia – jestem i czekam.
Zostaw komentarz