Kaligrafowanie tuszem Ferris Wheel Press Sweetbriar Rose

Chyba niemal każdy kaligrafujący w którymś momencie swojego pisania miał myśl: “gdyby tylko mieć taki kolor tuszu…“. Nie da się ukryć, że w kontraście do mnogości atramentów dostępnych na rynku, amatorzy piór maczanych zwykle nie mają tyle możliwości. Oczywiście, dla chcącego nic trudnego i z powodzeniem można mieszać wymarzone kolory na wiele różnych sposobów. O ile łatwiej byłoby mieć gotowe rozwiązanie!

I właśnie takie rozwiązanie właśnie się pojawiło.

Tusz do kaligrafii i zgaszony brudny róż – to dwie frazy-klucz, które w moim odczuciu razem tworzą duet doskonały. Gdy dołożymy do tego producenta, czyli kanadyjską firmę Ferris Wheel Press, możemy być wręcz pewni, że czeka nas wspaniałe doświadczenie. Mimo dość wysokiej ceny, nie pozostało mi nic innego jak wrzucić ten obiecujący tusz do koszyka i cierpliwie czekać aż dotrze na moje biurko. W końcu niecodziennie pojawia się taka okazja, a miałam przeczucie, że długo na półce sklepowej nie zagości.

Tusz do kaligrafii Ferris Wheel Press – recenzja

Zetknięcie z tuszem to już od pierwszych chwil sama przyjemność, jak z każdą propozycją od Ferris Wheel Press.

Opakowania zawsze są starannie zaprojektowane z dbałością o najmniejszy szczegół, włączając w to ilustracje nawiązujące do nazwy koloru i motywu z nim związanego. W tym przypadku gwiazdą jest oczywiście róża, zwana często królową kwiatów. Sweetbriar rose, czyli róża rdzawa, zachwyca swoimi kwiatami i pociągającym zapachem. W Polsce to gatunek dość popularny, więc nie tak trudno spotkać różę na spacerze. ;)

W przypadku tuszu Ferris Wheel Press nie mamy wrażeń zapachowych, ale te wizualne są wystarczające. I choć osobiście nie jestem największą fanką róż, to obok tego koloru nie mogłam przejść obojętnie! Zgaszony dość ciemny róż, który przyciąga wzrok. Niezbyt nachalny, z pewnością nie intensywny, ale z całą pewnością wyjątkowy.

Jak się sprawuje tusz do kaligrafii Sweetbriar Rose?

W środku opakowania czeka na nas wykonana z solidnego szkła buteleczka o pojemności 28 ml, co powinno wystarczyć na dłuższy czas bądź większe ilości papieru do zapisania.

Jak na pigmentową mieszaninę przystało, tusz jest dość gęsty, natomiast nie zauważyłam żadnych kłopotów ze spływaniem. Linia pisma jest ciągła i tej samej grubości, bez niespodziewanych przerw bądź, co gorsza, kleksów. A testowałam od razu w warunkach ekstremalnych, czyli na papierze czerpanym. Na gładkim papierze tym bardziej doskonale sobie radzi.

To tusz bardzo kryjący, nie tworzy na kartce żadnych prześwitów. Dzięki temu na pewno sprawdzi się na niejednej papeterii ślubnej.

Warto mieć w pamięci to, że tusz będzie dość szybko zastygał na stalówce, co wymusza jej częstsze czyszczenie. Warto tego nie odkładać – w tym przypadku im później się za to zabierzemy, tym trudniej będzie domyć. Producent zaleca użycie alkoholu izopropylowego na zaschnięty tusz, natomiast mnie do tej pory wystarczyła woda i szybkie wytarcie do sucha.

Dodatkowym plusem w przypadku produktów Ferris Wheel Press jest to, że są nie tylko praktyczne, ale i również bardzo estetyczne. Sama buteleczka z tuszem jest wyjątkową ozdobą na półce. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wykorzystać ją ponownie, gdy już wypiszemy cały tusz. Myślę, że to ważny aspekt dla osób, które lubią się otaczać pięknymi rzeczami!

Czy warto kupić tusz Ferris Wheel Press?

Na pytanie, czy warto kupić ten tusz, muszę odpowiedzieć, że naturalnie tak!

Nie da się jednak ukryć, że to produkt raczej z górnej półki, co ma swoje odzwierciedlenie w cenie. Biorąc te wszystkie aspekty pod uwagę: opakowanie, jakość, transport, to koszt tuszu, choć dość wysoki, wydaje się uzasadniony. Dostajemy w swoje ręce produkt, który nie zawiedzie nawet na trudnym papierze, a zapewni kaligrafię w nietuzinkowym kolorze, którym łatwo się zachwycić.

Mój tusz do kaligrafii Ferris Wheel Press w kolorze Sweetbriar Rose zakupiłam w sklepie Calligrafun (dostępne są jeszcze 3 inne kolory), jest również dostępny w innych miejscach, np. Paper Concept.

Wypróbujesz? :)