Po Instagramie krążył niegdyś filmik, w którym głos zza ładnych obrazków mówi o tym, że rzeczy, które nas cieszą, nie są przypadkowe. Są powiązane z Tobą – są Twoim zadaniem, misją wręcz, za którą masz podążać. Jakkolwiek górnolotnie to nie brzmi, to stanowi dobry wstęp do tego, jak rozwijała się moja kaligraficzna historia. Mam nadzieję, że znajdziesz w tym wpisie inspirację dla swojej drogi, a może unikniesz błędów, które ja napotkałam.
Cofnijmy się zatem w czasie!
Moja kaligraficzna historia – początki kaligrafowania
Moja przygoda z kaligrafią ma swój oficjalny początek w styczniu 2016, kiedy postanowiłam (w końcu!) założyć konto na Instagramie. Chciałam mieć miejsce, gdzie będę mogła dzielić się tym, co zrobiłam, jednocześnie wygodnie podglądając to, co robią inni. Miałam zapisanych już mnóstwo zdjęć na Pintereście, głowę pełną inspiracji, zestaw najbardziej podstawowych – niekoniecznie najlepszych – przyborów i chęć pisania jak na tych obrazkach w internecie. Klasyk. ;)
Rok 2017.
Wspominam o oficjalnym początku, bo nieoficjalny z pewnością był lata, lata wstecz. Kiedy patrzę nawet na swoje dzieciństwo i zamiłowanie do odręcznych notatek, muszę przyznać, że to, co cieszy, rzeczywiście przypadkowe nie jest. Lubiłam wymyślać “nowe czcionki”, zapisywać tematy lekcji w niestandardowy sposób – jak dzisiaj nagłówki w bullet journalach – i, oczywiście, zapisywać teksty piosenek. Uwielbiałam to robić! Zapisane fragmenty jakby zyskiwały nową moc i znaczenie.
Pisałam tym, co miałam, czyli długopisami, losowymi flamastrami, niekiedy piórem wiecznym. Aż nadarzyła się okazja, żeby zaopatrzyć się w pióro maczane, czyli obsadkę i stalówkę, pierwszy z brzegu tusz (rysunkowy Koh-i-nor… ostatni raz!) i pisać. Proste, prawda? Każdy, kto trzymał takie pióro w dłoni już wie, że na początku nie ma absolutnie nic prostego!
Pierwsze lata nauki
Tam, gdzie miałam braki w wiedzy (czyli, de facto, wszędzie), nadrabiałam determinacją. Na szczęście dla mnie, Instagram był pełen przydatnych zdjęć i tutoriali, na których mogłam podpatrywać, co robić, jak i czym.
Patrzeć to jedno, a umieć zrobić to drugie…
Rok 2016.
Początki, jak widać na obrazku, są trudne. :) Wydaje się, że popełniałam wszystkie możliwe błędy: nie ma zróżnicowania w grubości linii od nacisku na stalówkę, są materiały bardzo średniej jakości, jest pisanie pędzelkiem pod złym kątem… co dało się robić źle, to robiłam. Taki los samouka!
Od początku jednak byłam nastawiona na kaligrafię nowoczesną, którą znałam z zagranicznych hashtagów #moderncalligraphy – w Polsce jeszcze niewiele dało się znaleźć na ten temat. Nie było zeszytów ćwiczeń (może dlatego tak bardzo chciałam robić swoje?), warsztatów… próbowałam swoich sił w stylach tradycyjnych, ale nie porwały mnie aż tak bardzo, jak te nowoczesne Pinterestowe literki. Z czasem jednak, metodą wielu, wielu prób i błędów, zaczynałam rozumieć, jak używać poszczególnych narzędzi.
Pierwsze kaligraficzne zlecenia
Wraz z rozwojem umiejętności, przychodziły pomysły, żeby dzielić się swoimi pracami. Kartki okolicznościowe, winietki na przyjęcie weselne znajomych – łapałam okazję, gdzie tylko się dało. Działalność na Instagramie przyczyniła się też do znalezienia pierwszych płatnych zleceń, które na początku były ogromnie stresujące. Wizja płacenia przez kogoś pieniędzy za to, co zrobię, nie dawała mi spokoju!
Moje pierwsze płatne zlecenie kaligraficzne dla nieznajomych (taki papier dostałam! ;))
Wraz z pierwszymi płatnymi zleceniami, przyszła myśl o tym, że do takiej pracy potrzebuję swojej działalności gospodarczej. W tamtych czasach nie było jeszcze nierejestrowanych działalności, a nie chciałam działać w szarej strefie. ;) Zaczęłam więc zastanawiać się, co mogłabym robić, żeby taką firmę utrzymać. To historia na inny wpis, ale najważniejszym aspektem było pojawienie się pomysłu o prowadzeniu warsztatów.
Prowadzenie warsztatów kaligrafii
Ledwo zaczęłam pisać, a już wzięłam się za organizowanie warsztatów? Tak właśnie było! Z perspektywy czasu ten ruch wydaje się absurdalny, ale myśl o tworzeniu materiałów dla innych osób bardzo pomagała w tym, żeby cały czas ten styl dopracowywać. Dojście do zadowalającego poziomu zajęło mi 5 lat, więc może to dobrze, że zaczęłam wcześnie?
Wygląda to nie najgorzej. ;)
Perspektywa organizowania warsztatów bardzo motywowała mnie do tworzenia nowych materiałów (z poprzednich szybko byłam niezadowolona). Mój wewnętrzny krytyk okazał się ogromną pomocą – moje niezadowolenie przekuwałam w zmiany. A to z kolei owocowało kolejnymi postępami. Czułam się pewniej z piórem, odkrywałam nowe przybory, testowałam różne produkty i przede wszystkim dużo, dużo pisałam.
Zawsze zależało mi jednak na właściwej technice pisania – trzymania pióra i brush pena. Nadal widzę, ile szkody wyrządza niepilnowanie tego aspektu. ;)
Rok 2018 to era Instagramowych wyzwań – były na każdym kroku! Rzadko udawało mi się tworzyć wszystkie przewidziane prace, ale to był idealny czas na eksperymentowanie. Różne style, więcej brush penów, ozdobniki, kompozycja… nawet jeśli nie wszystko wyglądało dobrze, to popychało do sprawdzania nowych rozwiązań. Szukanie inspiracji u innych i próby odtworzenia stylu u siebie były moim motorem napędowym.
Rozwijanie firmy i rozwijanie stylu
Rok 2019.
Od roku 2019 coraz więcej czasu i wysiłku wkładałam w rozwój Fix Up Studio. Miałam więcej (choć nadal niedużo) zleceń, a przede wszystkim dalej pracowałam nad swoim stylem. Zwykle byłam wiedziona dobrze znaną mi myślą “ja też tak chcę” po tym, jak coś zobaczyłam w internecie. Nadal uważam to za jeden z lepszych sposobów na naukę – inspiracja, która prowadzi do własnych prób pisania.
Wiele rzeczy robiłam tylko po to, żeby zobaczyć, czy umiem napisać tak, jak bym chciała. I pisałam tak długo, aż byłam zadowolona!
Rok 2020.
Kolejne lata to dla mnie głównie wyrafinowanie; w swoim stylu cały czas szukam lekkości i subtelności. Nadal zapisuję inspiracje na Pintereście, choć już nie tak dużo jak kiedyś. Więcej skupiam się na pisaniu i analizowaniu, co powinnam zmienić, żeby osiągnąć efekt, na którym mi zależy. Więcej delikatności, zmiany w kompozycji, dopasowanie kolorystyczne – tego typu zmiany nie są już inspirowane, ale bardziej techniczne.
A kiedy nie wiadomo, co pisać, to sięgam po moje sprawdzone sposoby >> 5 pomysłów na ćwiczenia kaligrafii.
Moja kaligraficzna historia – gdzie jestem teraz?
W siódmym roku działalności jeszcze bardziej zależy mi na tym, żeby dzielić się radością pisania z innymi, dlatego wkładam dużo czasu i energii w tworzenie materiałów do nauki kaligrafii.
Zeszyt do nauki kaligrafii, przygotowany w 2022.
Jest takie powiedzenie: jeśli nie wstydzisz się swoich pierwszych sprzedanych prac, to znaczy, że zacząłeś sprzedawać za późno. Kiedy byłam na etapie swoich pierwszych produktów, nie miałam tak dużej świadomości, o ile mogły być lepsze. Dzisiaj, kiedy patrzę na swoje początki, zastanawiam się, jak mogłam to komukolwiek pokazywać? Taki już jednak urok procesu nauki, a najważniejsze to cały czas patrzeć do przodu i zmieniać to, co można poprawić.
A stare prace warto przeglądać dla poczucia, że udało się zajść naprawdę daleko. :)
Jeśli szukasz łatwiejszego i szybszego sposobu na naukę kaligrafii, sprawdź przygotowane przeze mnie zeszyty i zestawy dla początkujących – będzie Ci z nimi o niebo łatwiej!
Zostaw komentarz